niedziela, 24 lipca 2011

ROZDZIAŁ II

…Trzymamy wszystkie sekrety…                     
 …Trzymamy wszystkie słowa…
…Ale one są zaszyfrowane i połamane, więc nigdy sie nie dowiesz…

AKKA
Twierdza Więzienna
1258 rok
XIII w. n.e.

   Dziś minęły dokładnie dwa lata od upadku twierdzy w Masyafie. Wykonałem powierzone mi przez mistrza zadanie. Artefakt jest bezpieczny. Równie dobrze mógłby nie istnieć. Jedynym dowodem na jego istnienie jest księga, którą właśnie trzymam. Opisałem w niej cały przebieg mojej dwuletniej podróży oraz zaszyfrowałem w słowach mapę do artefaktu. Zamieściłem też  informacje dotyczące Trójcy. W księdze zapisałem również wszystkie informacje o asasynach. Zawierają one historię zakonu, najpopularniejsze sposoby dokonywania zabójstw oraz mapę pokazującą drogę do kryjówki w Masyafie, a wszystko to po to by ułatwić odbudowę zakonu temu kto znajdzie tę księgę.  Czy wierzę w to, że ktoś odnajdze moje zapiski? Pewien mędrzec powiedział mi kiedyś tak "Bo widzisz Tamirze człowiek jest istotą, w której nadzieja umiera zawsze ostatnia". Tak i ja mam nadzieje, że kiedyś odpowiednia osoba odnajdzie tę księgę i przywróci zakon do życia... 
    To  już ostatni wpis, jutro o świcie zostanę zgładzony jako ostatni z asasynów. Przez te dwa lata po świecie zostały rozniesione nie prawdziwe historie o naszym zakonie. Mówiono, że jesteśmy sektą, która dąży do opanowania całego świata i przejęcia kontroli nad ludzkimi umysłami za pomocą specjalnej broni a dążąc do tego zabijamy wszystkich, którzy stoją nam na drodze. Słyszałem przemówienia heroldów na ulicach mówili oni, że przyjaciele z Mongolii wyzwolili naród od tej zarazy asasynów, lecz pozostał jeden, który jest niebezpieczny. Wyznaczyli nawet cenę za moją głowę. Ludzie wierzą we wszystko co ktoś im mówi, bez względu na to czy ten ktoś ma dowody  czy też nie. Teraz to i tak bez znaczenia. Byłem poszukiwany w całej Syrii, Persji , Egipcie a nawet w Rzymie.  Jednak dla mnie liczyło się tylko to by  ukryć przed nimi wszystkimi artefakt.
 Kiedy już tego dokonałem dałem się złapać, miałem już dość ciągłej ucieczki. Wolę dołączyć do moich braci i zginąć. Prowadzony przez oddziały zbrojne przez Akkę do twierdzy więziennej, w której się znajduję czułem wzrok przechodniów na sobie, słyszałem ich szepty. Głupcy wszyscy oni są głupcami. Walczyliśmy o to by panował pokój na ich ziemiach a umysły były wolne. Jednak oni są jak chorągiewka na wietrze, w którą stronę wiatr zawieje tak i oni  są zwróceni w tę stronę.  To i tak już nieważne.  Zbliża się świt. Muszę ukryć księgę. Prze siedem dni, które tu spędziłem skupiłem się na zrobieniu dwóch wnęk w murach tej celi. Z oddali słyszę już kroki strażników. Muszę się pospieszyć. Trzęsą mi się ręce. Są już niedaleko. W ostatniej chwili udało mi się wszystko schować. O wskazówkę zatroszczyłem się już wcześniej. Strażnik otworzył drzwi z impetem.
- Wstawaj no już! Jazda! Rusz się! – związali mi ręce z tyłu i wywlekli z celi.
Oto idę na śmierć. Ostatni mój szlak przez ciemne korytarze twierdzy więziennej  wiedzie na szafot gdzie zakończę swój żywot. Kiedy przechodzę przez  korytarz słyszę rytmiczne uderzanie  w drzwi  cel pozostałych więźniów i rozpaczliwe usiłowanie uciszenia ich przez strażników.  Nagle przechodząc obok jednej z ostatnich cel słyszę głos jednego z więźniów.
- Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone. Niech Allah będzie z tobą bracie. – zapłonęła we mnie nowa nadzieja. Podjąłem próbę wyszarpnięcia się strażnikowi. Udając, że nie mogę złapać równowagi uderzyłem o te drzwi celi w których znajdował.
- Jaki masz wyrok bracie? – udało mi się szybko zadać pytanie.
- Pięć lat. Za obrażanie straży i wygłaszanie haseł. Udawałem nie zrównoważonego psychicznie więc… obniżyli mi wyrok – ledwie usłyszałem o tym obniżeniu wyroku, gdyż strażnicy zaczęli mnie szarpać.
Już nie daleko. Na zewnątrz powitało mnie światło wschodzącego słońca oraz krzyki i obelgi gapiów.
Oto nadszedł mój koniec. Całą nadzieję pokładam w tym człowieku. Nawet chyba wiem kto to. Jeden z naszych informatorów  Azis al – Syaf  nie było go w twierdzy w czasie oblężenia dlatego też nie rozpoznali go. 
   Wyrwałem się z zamyślenia czując pod stopami drewniane stopnie. Kat pchnął mnie na ziemię i położył głowę na pieniek następnie podniósł topór i czekał na znak kapitana straży. Nie słuchałem zarzutów. Miałem tylko nadzieje, że kat nie spartaczy roboty i będzie to szybkie jednorazowe cięcie. Tak wiem jestem tchórzem. Kapitan dał znak. Żegnaj Tamirze Ibn Salar…

7 komentarzy:

  1. Krótko i na temat. Świetna robota - Vinci! ;D
    Tekst od wyrazu, do wyrazu pięknie płynnie przechodzi aż się czytać chce. Już z niecierpliwością czekam na kolejną kontynuację opowieści.

    'Nic nie jest prawdziwe, wszystko jest dozwolone'. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu super. Wciągnęło mnie to opowiadanie. Trzeba przyznać,że piszesz cudownie. Tyle tutaj tych opisów... Ciekawa fabuła - Po prostu wspaniale ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Marta, święta racja! :D

    Bez dwóch zdań, popieram. ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam parę jakże konstruktywnych uwag~
    Jak tak sobie czytałam, to z początku myślałam, że to wpis w księdze. I gdyby tak było, to wypadłaby całkiem fajna konwencja. Potem można by pociągnąć narracją trzecioosobową i wyszłoby cudnie. A tak, to tak trochę mało jasno jest. I do tego wciąż nie ogarniam bohaterów...
    I jeszcze taka uwaga na boku - w tamtych latach w tamtych miejscach raczej nie było odsiadek. Był albo szafot ( co do samego wymiaru egzekucji Ci nie pomogę, sorka )albo np kara cielesna lub publiczne poniżenie. Busz, moja droga. Mimo wszystko - busz.
    Za to pod innymi względami wszystko jest logiczne i spójne, co się chwali, bo w tym wypadku to bardzo ważne. I bohater ( przynajmniej tutaj ) nietypowy. No, jest w porządku. Nie wybitnie, ale ok.
    Pozdrawiam i ściskam <3

    OdpowiedzUsuń
  5. 1.Co do tych odsiadek. To jest opowiadanie bardziej fantastyczne więc nie wszystko musi się zgadzać a zresztą było mi to potrzebne do fabuły o czym przekonasz się później, myślę że już w siódmym bądź ósmym rozdziale o ile dotrwasz ;D
    2. Wiem trochę to zagmatwane, ale już tak mam. Moje pierwsze opowiadanie też takie było ;P No ale do rzeczy to jest do pewnego momentu wpis w księdze a to ze później nie jest to narracja trzecioosobowa to wina tego, że chciałam żeby to było jak w prologu. Zresztą nie zbyt wychodzi mi pisanie w trzeciej osobie. Niestety XD
    Mimo to dziękuję za twoje uwagi i rady. Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo wszystko, nawet jeśli mamy do czynienia z fantasy - no to jednak logikę zachowujemy, bo inaczej czytelnik się wkurwi, że mamy go za idiotę i se pójdzie.
    A skoro to potrzebne jest fabularnie, to można by to wdupić jako wyjątek i jakoś fajnie uzasadnić. Nie no, pole do popisu jest ~

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajnie opisane jak chowa księgę i jak go prowadzą na wykonanie wyroku. Czytam dalej bo wciągnęła mnie fabuła.

    OdpowiedzUsuń