sobota, 23 lipca 2011

PROLOG

… Pragniemy pokoju, ale dążymy do niego, mordując…
…Pragniemy otworzyć ludzkie umysły, lecz wymagamy posłuszeństwa wobec mistrza i ustalonych zasad...
…Pragniemy pokazać, jak niebezpieczna jest ślepa wiara, a sami ją praktykujemy…

                                                            MASYAF

1256 rok
XIII w.  n.e.
   Nadszedł kres wielkiego zakonu asasynów założonego pod koniec XI wieku  przez Hasana bin Sabbaha  uczonego, herezjarchę, mistyka, mordercę, ascetę i politycznego rewolucjonistę.  Dzieje asasynów to długa historia, która w tej chwili jest nie istotna. Istotne jest to co ma się wydarzyć.
   Oblężenie twierdzy w Masyafie przez Halaku Chana trwa już trzy i pół dnia. Coraz więcej z nas ginie. Mimo zapewnień naszego mistrza wiem, iż nie przetrwamy.  Już tej nocy twierdza zostanie zdobyta.
Nie mam pojęcia na co czeka mistrz, to nie może dostać się w ich ręce.
Z rozmyślań wyrwał mnie Kadar zdyszany wyrzucił wszystko jednym tchem.
 - Tamirze mistrz cię wzywa! To bardzo pilne chodzi sam wiesz o co.
-  Oczywiście już idę.
Ciekaw jestem co też ten starzec wymyślił. No cóż zaraz sie dowiem. Udałem się prosto do gabinetu mistrza. 
- Jesteś wreszcie. – stał twarzą do okna – Miałeś rację Tamirze. Jest ich zbyt wiele, przeceniłem nasze siły. Jak myślisz ile jeszcze wytrzymamy? – zadając mi to pytanie odwrócił się w moja stronę.
-  Sądzę, że zajmą twierdzę już dzisiejszej nocy. Mistrzu nie możemy pozwolić by dostali w swoje ręce artefakt.
-  Wiem o tym dlatego też wezwałem cię tutaj.  Jesteś najbardziej uzdolnionym asasynem w tym zakonie więc ufam, że ci się powiedzie. Twoje zadanie będzie polegało na wywiezieniu jak najdalej stąd artefaktu i ukrycie go w takim miejscu, ażeby nikt nie mógł go znaleźć.
- Nie prościej byłoby zniszczyć artefakt?
- Za nic w świecie nie możesz tego uczynić to by miało niewyobrażalne skutki.  Rozumiesz mnie? Musisz go ukryć.
- Rozumiem mistrzu.
- A więc dobrze. – po tych słowach mistrz wyszedł ukrytymi drzwiami za regałem z książkami po czym po nie długiej chwili wrócił z małą szkatułką w rękach. – Weź to Tamirze.
Bez słowa wziąłem szkatułkę . Mistrz odwrócił się znów do okna. Uznałem, że to wszystko i zmierzałem ku wyjściu.
 Wyszedłem z twierdzy tylnym wyjściem kierując się do stajni. Dosiadłem karego konia.  Zanim jednak wyruszyłem  chciałem po raz ostatni  spojrzeć na mury twierdzy,  która była moim domem od dziecka w tym celu wjechałem na wzgórze. To co ujrzałem było nie do opisania. Cała Masyaf stał w płomieniach.  Wszędzie ludzkie ciała, krew. Widziałem ludzi  ponabijanych na pal. Kobiety, dzieci… Wszyscy bez wyjątku. I stało się Mongołowie przedarli się do twierdzy. Nastąpiło to znacznie wcześniej niż przewidywałem. W tej jednej trwającej zaledwie parę minut chwili upadło wszystko o co walczyliśmy i w co wierzyliśmy. Wszystko. Już nie ma ratunku.
Zastanawia was jednak pewnie czemu to Mongołowie a nie templariusze postanowili  nas zaatakować. Przecież to z nimi toczymy wiecznie trwający spór. A gdyby to było jedną wielką farsą?  Tak. To tylko dla pozoru, ponieważ zarówno templariusze jak i my strzegą tajemnicy drugiego z trzech artefaktów i  w pewnym sensie są naszymi sojusznikami, ale tylko w pewnym sensie. Trzeba ruszać teraz w moich rękach znajduje się los całego świata. Ostanie spojrzenie na twierdzę. Przelotna myśl… Może jeszcze kiedyś znajdzie się człowiek, który podejmie próbę odbudowy zakonu, lecz to tylko przelotna myśl…

"Głęboko w oceanie, martwi i odrzuceni
Gdzie niewinni palą się w płomieniach
Milion mil od domu, idę przed siebie
Jestem zmarznięty do szpiku kości, ja jestem

Żołnierzem zdanym na siebie, nie znam drogi
Wspinam się na szczyty hańby
Czekam na wezwanie, ręka na piersi
Jestem gotów do walki, i na przeznaczenie

Dźwięk drżącego żelaza utkwił w mojej głowie
Grzmot bębnów dyktuje
Rytm upadłych, liczba zmarłych
Wschód rogów, na przodzie

Od zarania dziejów, aż do końca dni
Będę musiał uciekać, daleko
Pragnę poczuć ból i gorzki smak
Krwi na mych ustach, ponownie

Ten śmiercionośny wybuch śniegu pali moje dłonie,
Jestem zmarznięty do szpiku kości, ja jestem
Milion mil od domu, odchodzę
Nie mogę przypomnieć sobie twych oczu, twej twarzy."
                                 Woodkid - Iron

6 komentarzy:

  1. Prolog wypadł genialnie! Czytając pierwsze - świetne zdanie, chce jeszcze bardziej czytać kolejne. Twoja wstępna opowieść powinna być inspiracją dla ludzi z UBISOFT'u - bez dwóch zdań. Jednym słowem, cudo! Czekam z niecierpliwością na dalsze przygody naszego ostatniego skrytobójcę - Tamir'a . Wiem, że wraz z kolejnymi rozdziałami Twoja opowieść będzie co raz bardziej wciągająca.

    Pozdrowienkaa od tajemniczego anonima! ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy prolog. Widać,że zapewne wspaniałe opowiadania piszesz. Takie zachęcające i dokładne opisy. Z chęcią będę czytała dalej. Serdecznie pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne. Krótko, zgrabnie, zwięźle. I słowa niegłupie... Aż naprawdę nie ma co mówić. Bo mogłabym się zacząć rozwodzić, że to niewiele mówi o fabule i w ogóle co to za prolog... Ale po co? Doskonale znam tą konwencję i wiem, czym się nasza droga Autorka sugerowała. I wiem, że jej to wyszło. Tyle, Autorko. Lecim zobaczyć, jak Ci poszło dalej.~

    OdpowiedzUsuń
  4. Prolog wyszedł bardzo dobrze. Dobrze opisane wszystko. Będę czytał dalej.
    Krzysiek

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny prolog , z nieukrywaną chęcią przeczytam dalszą część

    OdpowiedzUsuń
  6. Super opo!!! Wyląduje u mnie w zakładce polecam ! zapraszam na mojego bloga : http://opo-assassins.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń